poniedziałek, 16 stycznia 2017

PiSORZĄDY


   ( całość za Newsweek.pl)
Przeczytajcie uważnie, jakże TRAFNĄ ocenę i wnioski dziennikarza N Cezarego Michalskiego.( długie, ale warte przeczytania)

   ,,PO i Nowoczesna nauczyły się blokować Sejm, co wydaje się na dzisiaj jedyną możliwą formą realizowania zadań opozycji. Gdyż normalne parlamentarne działania stały się niemożliwe w sytuacji, w której marszałek Kuchciński może wykluczać posłów opozycji na zasadzie całkowitej arbitralności (czyli widzimisię), jeśli tylko zażyczy sobie tego Jarosław Kaczyński, zwany już przez jednych „pierwszym obywatelem”, a przez innych „superposłem”. Z kolei PiS nauczyło się działać na zasadzie parlamentu kadłubowego, jednopartyjnego, gdzie reprezentanci 19 procent Polaków, którzy zagłosowali na tę partię w ostatnich wyborach, nie krępują się już uchwalać praw dla pozostałych 80 procent i odbierać praw pozostałym 80 procentom. A Prezydent Andrzej Duda nie ma śmiałości, żeby uchwalonych przez reprezentantów 19 procent Polaków ustaw nie podpisać.
    Kaczyński nauczył się rozgrywać podzieloną opozycję przeciwko sobie, gdyż przez ostatnie dni Ryszard Petru (próbujący odzyskać równowagę po swojej portugalskiej wyprawie) był skuteczniejszy w podważaniu pozycji Schetyny, niż w podważaniu pozycji Kaczyńskiego. Także Schetynie bardziej udawało się powiększyć przewagę nad Petru, niż zredukować przewagę, jaką zachowuje nad nim Kaczyński. PSL grało na Episkopat i na ocalenie własnych głów przed tabunami agentów CBA przeglądającymi finanse ludowców i finanse samorządów przez ludowców kontrolowanych. Wreszcie Kukiz i jego ludzie raz wzywali – w swoim specyficznym stylu będącym mieszaniną hipokryzji i chamstwa - do spacyfikowania protestujących posłów i posłanek PO i Nowoczesnej, a w innych momentach promowali się na bezstronnych sędziów i rozjemców sporu. W czym pomagali im już zupełnie świadomie politycy PiS-u i media kontrolowane przez tę partię, gdyż Kaczyński wie, że Kukizem '15 może dzisiaj w „liberalną Polskę” uderzać wygodniej, niż kiedyś „Samoobroną”. Andrzej Lepper to był jednak w porównaniu z Pawłem Kukizem dojrzały populistyczny polityk. I Kaczyński miał z nim większe problemy, niż kiedykolwiek będzie miał z Kukizem rozgrywanym przez Prezesa PiS bez żadnego widocznego wysiłku.
   Przy okazji okazało się, że Kaczyński nie boi się chaosu w Sejmie, bo Sejm nie jest mu już do niczego potrzebny. Zniszczenie, sparaliżowanie, skompromitowanie kolejnej instytucji III RP – po Trybunale Konstytucyjnym, po mediach publicznych, po służbie cywilnej, po policji i armii, po spółkach skarbu państwa i całej procedurze obsadzania ich władz – wydaje mu się naturalnym etapem do stworzenia własnego państwa. Po drodze jest chaos, po drodze jest osłabienie międzynarodowej pozycji Polski, po drodze jest destabilizacja polskiej gospodarki i spowolnienie jej wzrostu. Ale, jak powiedział Kaczyński w wywiadzie dla Reutersa pod koniec ubiegłego roku, on gotów jest zapłacić cenę w postaci spowolnienia wzrostu gospodarczego („mówimy tutaj o jakimś 1 procencie PKB”, jak dorzucił z właściwą sobie ekonomiczną dezynwolturą), jeśli płacąc tę cenę (płacąc ją z naszych kieszeni i z naszego życia) będzie mógł zrealizować własną wizję państwa (gdyby choć sam Kaczyński wiedział, jak wygląda ta wizja).
 Zatem także kryzys parlamentarny Jarosław Kaczyński oceniał nie wedle kryterium ceny, jaką za zapłaci za niego polskie państwo, ale wyłącznie wedle kryterium tego, czy bardziej uderzy on w powagę i autorytet opozycji, czy też opozycja zdoła dzięki niemu uszczknąć nieco z powagi i autorytetu partii rządzącej. Sam w sobie paraliż Sejmu, który może potrwać dłużej, jest dla lidera PiS-u kwestią nieistotną. Na obecnym etapie PiS-owskiego puczu konstytucyjnego to, czy polski parlament działa, czy nie, nie ma już żadnego wpływu na dalsze radykalizowanie się rewolucji personalnej (kolejne tabuny Misiewiczów trafiają do kolejnych obszarów państwa i Sejm nie może już w tym ani specjalnie pomóc, ani specjalnie zaszkodzić). Podobnie jak to, czy parlament działa, czy nie, nie ma już żadnego wpływu na coraz odważniejsze używanie służb, prokuratury i mediów do niszczenia politycznych przeciwników. Dzień przed zakończeniem obecnego etapu parlamentarnego kryzysu Anita Gargas powróciła w TVP S.A. do swojej roli korespondentki z pokazowych procesów, którą pełniła w okresie pierwszej władzy Kaczyńskiego w latach 2006-2007. Tym razem wypuściła – z komentarzem dorównującym dziennikarskim obiektywizmem słynnym zagajeniom Jana Pospieszalskiego w programie „Warto rozmawiać” - wybrane i udostępnione przez władzę fragmenty podsłuchów Józefa Piniora. W ten sposób Anita Gargas chce pełnić rolę sądu (czy raczej medialnego samosądu) w sytuacji, kiedy sądy zwyczajne nie są jeszcze PiS-owi posłuszne. Akurat do przejęcia kontroli nad nimi parlament byłby Kaczyńskiemu potrzebny, ale niezawisłość polskiego sądownictwa można zniszczyć także ustawami uchwalonymi przez kadłubowy parlament złożony wyłącznie z posłów PiS, które to ustawy grzecznie podpisze krygujący się jak zawsze prezydent Andrzej Duda.

3 komentarze:

  1. Witaj! tak czy siak, "dłużej klasztora niż przeora". Oby jak najszybciej wybory. W te ich sondaże nie wierzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć. Na wcześniejsze wybory bym nie liczył. Nie ma ku temu żadnych podstaw. Sami nie ustąpią a zostali wybrani w sposób demokratyczny i dobrze o tym wiedzą. Wybrała ich całkiem spora część społeczeństwa - niestety. Część dostała 500+ , druga część wierzy w PiSowską propagandę a pozostali są zadowoleni, że PO nareszcie zostało "oderwane od koryta". Wszystko to może świadczyć o tym, że sondaże jednak mówią prawdę.

      Usuń
    2. Witaj. Co do wcześniejszych wyborów, zapewne masz rację. Ta ,,większość" co ich wybrała, to efekt elektoratu, który poszedł na wybory, ale to też zaledwie 5 mln Polaków. Niestety, opozycja jest rozdrobniona. Mnie osobiście ta zmiana jest wstrętna, przede wszystkim za kłamstwa, styl rządzenia i rozdawnictwo. Pozdrawiam i dzięki za komentarz:)

      Usuń